- Masz... apsik! Chusteczki? - zapytał Tommy, wchodząc
do kuchni, gdzie Adam siedział przy stole, całkowicie pochłonięty
zapisywaniem czegoś, co w przyszłości mogło zostać piosenką.
- W górnej szafce w łazience – odpowiedział
półprzytomnie brunet, marszcząc czoło i coś skreślając.
Gitarzysta wyszedł i za chwilę wrócił.
- Dlaczego tu jest tak zimno? - zapytał, opadając na
najbliższe krzesło.
Tym razem Adam podniósł wzrok na przyjaciela.
- Jest dwadzieścia sześć stopni.
- Może otworzyłeś gdzieś okno i jest przeciąg.
- Jakoś niewyraźnie wyglądasz – Lambert wstał i
przyłożył blondynowi rękę do czoła. - Chyba masz gorączkę.
Zaraz znajdę termometr.
Zajęło mu to chwilę. W tym czasie Tommy wstał i
wyjął z szafki herbatę, którą zaraz upuścił. Nachylił się,
żeby podnieść pudełko i wstając, uderzył ręką o blat,
ponownie je upuszczając.
- Usiądź i zmierz temperaturę – powiedział Adam,
podając mu termometr.
Ratliff posłuchał i po chwili ogłosił:
- Trzydzieści osiem – patrzył na wyświetlacz, jakby
zobaczył tam coś niezwykle dziwnego. - Chyba się zepsuł.
-Chyba nie. Marsz do łóżka – zarządził Adam.
- Ale herbata...
- Zrobię ci herbatę.
- Przecież coś pisałeś. Nie mogę cię odrywać od
pracy.
- Majaczysz – stwierdził brunet.
Tommy nie miał siły się kłócić, więc powlókł
się do pokoju na górze.
Za chwilę przyszedł tam Adam, niosąc kubek herbaty,
szklankę z wodą i jeszcze pudełko tabletek przeciwgorączkowych,
które jakimś cudem nie wypadły mu z rąk.
- Weź to – podał gitarzyście pudełko i szklankę –
a tu masz herbatę, jeszcze gorąca – postawił kubek na stoliku
koło łóżka.
- Dzię-dziękuję – blondyn szczękał zębami z
zimna. - A mógłbyś mi jeszcze przynieść drugi koc? Albo dwa.
Lambert spełnił jego prośbę, po czym usiadł w
nogach łóżka.
- Zarazisz się – ostrzegł go trzęsący się pod
trzema kocami Tommy.
- Może nie. Jadłeś coś dzisiaj? - Adam popatrzył na
niego z troską.
- Nie byłem głodny.
- Ugotuję ci rosół – zanim Tommy zdążył
zaprotestować, bruneta nie było już w pokoju.
Ratliff zamknął oczy. To nie tak miało być...
zaraz mu powiem, że nie musi się mną zajmować. Może on jednak
mnie lubi?, pomyślał nie całkiem przytomnie zanim zapadł w
niespokojny sen.
Kiedy się obudził, było mu gorąco i jakoś słabo.
Wygrzebał się spod koców i wypił herbatę, ale nadal czuł
suchość w gardle. Zwlókł się z łóżka i zszedł do kuchni.
- Co ty tu robisz? - zapytał Adam na widok przyjaciela.
- Chciałem się napić.
- Trzeba było zawołać, przyniósłbym ci – Lambert
nalał wody do szklanki.
- Nie musisz się mną zajmować. To znaczy, doceniam
to, ale przecież masz ciekawsze rzecz
do roboty.
- Nie gadaj bzdur. Jedz. - postawił na stole miskę z
parującą zupą.
- Nie jestem głodny.
- Ale musisz mieć siłę, żeby wyzdrowieć.
- Nic mi nie będzie.
- Nie bądź uparty jak dziecko. Siadaj.
Tommy niechętnie posłuchał, ale nie zaczął jeść.
- W takim razie – Adam nabrał trochę zupy na łyżkę
– otwórz buzię.
- Chyba żartujesz – Tommy popełnił błąd,
odzywając się, bo Adam wykorzystał to, żeby włożyć mu do ust
pełną łyżkę. Nie za bardzo mając wybór, przełknął. -
Dobrze, dobrze, będę już jadł – powiedział szybko, widząc, że
przyjaciel chce nabrać następną porcję.
Brunet podał mu łyżkę z odrobiną żalu.
***
W nocy Tommy znowu nie mógł spać. Miał gorączkę, a
gdy już udało mu się zasnąć, nawiedzały go koszmary. Kiedy
trzeci raz obudził się z krzykiem, Adam postanowił zostać w jego
pokoju. Blondyn nie miał siły protestować, więc Lambert przysunął
sobie krzesło. Trzymał Tommy'ego
za rękę, aż ten w końcu zapadł w sen. Tym
razem nic mu się nie śniło.
***
Rano gitarzysta zjadł śniadanie, do czego prawie
zmusił go przyjaciel, po czym wziął leki przeciwgorączkowe. Kiedy
temperatura mu spadła, Adam powiedział mu, żeby się ubrał.
- Po co? - spytał podejrzliwie Tommy.
- Jedziemy do lekarza.
- Nie chcę.
Brunet westchnął. Tommy zawsze był uparty, ale kiedy
chorował, robił się jeszcze gorszy.
- Chcesz wylądować w szpitalu? I brać zastrzyki?
- Nic mi nie jest.
Adam popatrzył na niego takim wzrokiem, że bez dalszej
dyskusji zaczął wyciągać z szafy ubrania.
W przychodni obyło się bez dalszych sprzeciwów.
Lekarz powiedział, że to wirus, zapisał Ratliffowi leki i kazał
mu siedzieć w domu.
***
Tydzień później blondyn był już zdrowy. Był
wieczór i siedział z Adamem na kanapie w salonie, oglądając
telewizję. Odcinek jednego z seriali, które obaj lubili, właśnie
się skończył i Tommy skakał po kanałach, szukając czegoś
ciekawego. Niczego nie znalazł, więc odłożył pilota na bok.
- Chyba pójdę spać – stwierdził, ale nie wstał.
- Tak... ja też – odparł brunet i wyłączył
telewizor.
Przez chwilę obaj się nie ruszali, aż w końcu Tommy
się odezwał:
- Wcześniej tego nie mówiłem, ale... chciałem ci
podziękować.
- Za co? - zdziwił się Lambert.
- Za to, że zajmowałeś się mną, jak byłem chory.
Wiem, że robię się wtedy... niemiły – w jego głosie było
słychać zażenowanie.
- Od tego są przyjaciele. Poza tym – Adam odwrócił
się do niego – nie robisz się niemiły. Może tylko uparty.
- Że ty ze mną wytrzymujesz... - Tommy popatrzył na
przyjaciela i zamilkł.
Nagle w pokoju dało się wyczuć napięcie. Blondyn
chciał wstać, ale spojrzenie niebieskich oczu Adama jakoś mu na to
nie pozwalało. Te oczy zadawały się go przyciągać. Nachylił się
w jego stronę, powoli zmniejszając odległość między ich ustami.
Adam nie zamierzał go powstrzymywać. Miał świadomość,
że to nie najlepszy pomysł, ale
w tym momencie nie wydawało się to mieć
znaczenie.
Dzieliły ich tylko milimetry, kiedy zadzwonił telefon
Tommy'ego. Ratliff podskoczył jak oparzony, nagle wyrywając się z
transu. Złapał swoją komórkę i szybko wyszedł.
Co to w ogóle było?, pomyślał
Adam. Przecież on woli dziewczyny...
Tok jego myśli został przerwany przez brzęk szkła o
posadzkę. Poszedł do kuchni, skąd dobiegał dźwięk i zatrzymał
się w progu. Na środku pomieszczenia nad odłamkami rozbitej
szklanki stał nienaturalnie blady Tommy z telefonem przy uchu.
Naprawdę nie umiem pisać konstruktywnych komentarzy, dlatego zazwyczaj po prostu czytam opowiadania, nie dając znaku, że to robię. Alee...jak widzę dobrze zapowiadający się tekst i żadnego komentarza, to aż mnie serce boli. Bo jak tak można, karygodne!
OdpowiedzUsuńWracając do Twojego opowiadania, to jesteś okrutna. Przerwać w takim momencie! I teraz muszę czekać i ćwiczyć moją słabą cierpliwość. Uch...ale dobra jakoś wytrzymam.(chyba) :)
Cann.