Odcinek trochę krótki, ale dopiero się rozkręcam XD następny będzie dłuższy. Nie przedłużam już i zapraszam:
kilka miesięcy później...
W sali rozbrzmiały brawa.
- Dobranoc! - krzyknął do mikrofonu Adam, po czym
razem ze swoim zespołem zszedł ze sceny.
To był jeden z najlepszych koncertów, jakie pamiętał.
Przez całe półtorej godziny rozpierała
go energia, a Ashley, Rick i Brian zagrali
bezbłędnie. Właściwie wieczór byłby idealny, gdyby nie Tommy.
Lambert westchnął. Teraz, kiedy był już w
garderobie, zawsze towarzyszące mu podczas występów
podekscytowanie ustąpiło miejsca niepokojowi o gitarzystę.
Ratliff kochał grać na gitarze, słychać to było z
każdym akordem, jaki z niej wydobywał. Ostatnio jednak coś się
zmieniło. Publiczność niczego nie zauważyła, ale Adam znał
Tommy'ego wystarczająco dobrze, żeby to wyczuć. Gitarzysta grał
jakby mechanicznie, a uśmiech, jeśli już pojawiał się na jego
twarzy, był sztuczny.
Te rozmyślania przerwało mu pukanie do drzwi. Chwilę
później do pomieszczenia wszedł powód zmartwienia piosenkarza.
- Widziałeś gdzieś mój telefon? Nigdzie nie mogę go
znaleźć – odezwał się Tommy.
- Ty chyba nigdy nie nauczysz się pilnować swoich
rzeczy – zaśmiał się Adam, podając mu poszukiwany przedmiot.
- Chyba nie – Ratliff zmusił się do uśmiechu.
- Idę później z zespołem do klubu. Wybierzesz się z
nami?
- Nie tym razem. Jestem zmęczony – zaczął iść w
kierunku drzwi.
- Tommy, zaczekaj.
- O co chodzi?
- Martwię się o ciebie – powiedział Adam,
podchodząc do niego.
- Nie ma o co – odparł gitarzysta, patrząc w
podłogę.
- Wydaje mi się, że jednak jest. Od paru miesięcy
zachowujesz się jak cień samego siebie. Nie chodzisz już z nami do
klubów po koncertach. Nie pamiętam ostatniego razu, kiedy się
śmiałeś czy zażartowałeś. Tommy, popatrz na mnie – Ratliff
podniósł na chwilę wzrok na twarz przyjaciela,
ale zaraz go odwrócił i zaczął wpatrywać się
w ścianę. Ta chwila wystarczyła jednak, aby Adam zobaczył
przerażającą pustkę w jego spojrzeniu.
- Wiesz, że możesz ze mną porozmawiać o wszystkim,
prawda? - zapytał Lambert, starając się, by w jego głosie nie
było słychać desperacji.
Nie wiesz, o czym mówisz, pomyślał gitarzysta. Sam
był zaskoczony łzami, które w tym momencie zaczęły kapać z jego
oczu.
- Tommy... - powiedział bezsilnie Adam, kładąc mu
rękę na ramieniu.
- Daj mi spokój! - Ratliff odwrócił się i wybiegł z
pokoju.
Co się ze mną dzieje? Przecież on nie powiedział nic
takiego, myślał, wychodząc z budynku
i wsiadając do taksówki. Kazał zawieźć się
do baru po drugiej stronie miasta, żeby Adam
go nie znalazł.
Kilka drinków pomogło mu przestać myśleć i
poprawiło mu humor, dlatego kiedy obok niego usiadła ładna,
wyzywająco ubrana dziewczyna i popatrzyła na niego zalotnie,
zapytał:
-Masz już towarzystwo na dzisiejszy wieczór?
- Teraz już tak – uśmiechnęła się do niego,
nachylając się, żeby go pocałować.
Nie znał nawet jej imienia, ale to mu nie
przeszkadzało; już wiedział, co będzie robił tej nocy.
***
W innym lokalu Adam siedział przy stoliku, sącząc
swojego drinka i patrząc na tańczących przyjaciół. Zwykle do
nich dołączał, ale tym razem nie miał ochoty na zabawę.
Z Tommym działo się coś bardzo złego i Lambert
pomyślał, że musi z niego wyciągnąć,
co to takiego.
- Zatańczysz? - spytała Ashley, podchodząc.
Pokręcił głową i dziewczyna zrozumiała, że nie
jest w nastroju.
Wokalista patrzył za nią przez chwilę, a potem
poszedł do baru utopić smutki w alkoholu
z mocnym postanowieniem, że następnego dnia
porozmawia z przyjacielem.