sobota, 29 marca 2014

ROZDZIAŁ 6

Cann - cieszę się, że zrobiłaś wyjątek i napisałaś komentarz, dodałaś mi motywacji :)



- To nie może być prawda – Tommy mówił podobne rzeczy już od kilku minut, nie wyjaśniwszy jednak, o co dokładnie mu chodziło. Adam nie wiedział, kto zadzwonił do przyjaciela, ale domyślił się, że ten jest w szoku; zauważenie tego nie wymagało zresztą wielkiego wysiłku. Posadził go na krześle i czekał cierpliwie, aż blondyn powie coś, co będzie miało sens.
- To była ona – odezwał się w końcu Ratliff.
- Jaka ona?
Tommy zamrugał i popatrzył na Adama. Wtedy dopiero jak przez mgłę uświadomił sobie, że jego słowa nie tłumaczą zbyt wiele.
- Dziewczyna z baru. Ta, u której nocowałem, zanim polecieliśmy do Nowego Jorku.
- Dałeś jej swój numer? - brunet poczuł ukłucie zazdrości, jednocześnie wiedząc, że jest
 to irracjonalne.
- Nie, nie wiem, skąd go wzięła. Ale to nieważne. Ona powiedziała... - zagapił się w przestrzeń.
- Co powiedziała?
- Powiedziała, że jest... w ciąży – dokończył tak cicho, że Adam ledwie go usłyszał.
- Z tobą?
- Nie, z Dziadkiem Mrozem. Oczywiście, że ze mną!
- Jak to możliwe?
- Co, mam ci opowiadać o pszczółkach i kwiatkach?
- Nie, to znaczy... nie zabezpieczyliście się?
- Tak... nie... nie wiem! Byłem kompletnie pijany! - Tommy ukrył twarz w dłoniach.
- Zaraz – początkowe oszołomienie minęło i Adam zaczął myśleć logicznie – jak może być pewna, że to twoje dziecko? Jakoś nie wydaje mi się, żebyś był pierwszym facetem, z którym się przespała.
- Nie wiem... powiedziała, że jest pewna – gitarzysta popatrzył za okno.
- Tommy...
- Muszę pomyśleć – blondyn wstał gwałtownie i wyszedł z kuchni. Zanim Adam zdążył mu powiedzieć, że wychodzenie na spacer w środku nocy może nie być najlepszym pomysłem, usłyszał trzask zamykanych drzwi.

***

Na zewnątrz zaczynało się robić jasno, kiedy Tommy w końcu wrócił. Nie wziął ze sobą telefonu i mało brakowało, żeby Adam poszedł go szukać. Zaczął wyobrażać sobie najczarniejsze scenariusze i zastanawiał się już, czy nie zadzwonić na policję.
- Nie wychodź tak więcej. Przestraszyłeś mnie – w głosie bruneta słychać było ulgę.
- Za bardzo się przejmujesz – usłyszał w odpowiedzi.
Ratliff poszedł do zajmowanego przez siebie pokoju i wyjął torbę, z którą przyjechał. Włożył
 do niej wszystkie swoje rzeczy i odwrócił się, wpadając na Adama.
- Co ty robisz? - zapytał Lambert.
- Wracam do siebie. Za długo siedziałem ci na głowie.
- O czym ty mówisz? Przecież sam cię zaprosiłem.
- Jestem ci za to wdzięczny, ale nie będę już sprawiać kłopotu.
- Przestań gadać głupoty.
- Muszę iść – Tommy wyminął Adama.
Chodząc po okolicy, wszystko dokładnie przemyślał. Kiedy szok wywołany telefonem dziewczyny z baru całkiem minął, to, do czego prawie doszło między nim a Adamem do niego wróciło. Nie mógł pozwolić, żeby taka sytuacja się powtórzyła. Była to dla niego trudna decyzja, ale stwierdził, że jeśli miałby skrzywdzić przyjaciela, lepiej odejść. Zresztą najprawdopodobniej było tak, że Adam nic do niego nie czuł; w takim wypadku mógł tylko zepsuć ich przyjaźń.
- Tommy, zaczekaj – Adam zatrzymał go na dole schodów. - Co się stało?
- Nic. Po prostu nie mogę zostać.
- Przynajmniej pozwól mi cię odwieźć.
- Wezmę taksówkę – zranienie widoczne w oczach przyjaciela zabolało go. Tak będzie dla niego lepiej, pomyślał, po czym wyszedł.
Tego dnia Adam dzwonił do niego kilka razy i wysłał mu dziesiątki SMS-ów, ale Tommy nie odpowiedział.

***

Po kilku dniach wokalista przestał próbować skontaktować się z Ratliffem. Tommy dostał tylko jeszcze jedną wiadomość, której nie przeczytał.
Około południa zadzwoniła Ashley.
- Gdzie jesteś? Czekamy na ciebie! - usłyszał, kiedy tylko odebrał.
- Co? Kto gdzie czeka?
- Nie udawaj głupiego. Mamy dzisiaj próbę, w piątek występujemy gościnnie w „Idolu”. Adam mówi, że pisał ci o tym.
- A... ekhm. Gdzie to jest?
Dziewczyna podała mu adres i kazała się pospieszyć.
Dotarcie na miejsce zajęło mu godzinę. Jak na tę porę dnia, korki na ulicach były niewyobrażalne.
Wbiegł do sali, gdzie czekał na niego porządnie zdenerwowany zespół.
- Nareszcie! Zaspałeś czy jak? - rzucił Brian.
- Nie... nie wiedziałem, że mamy próbę.
- Przecież wysłałem ci wiadomość – powiedział brunet.
- Może jej nie dostałem.
Wyraz twarzy Adama świadczył o tym, że nie do końca mu wierzy.
- Gdybyś raczył odebrać za którymś razem, jak do ciebie dzwoniłem, powiedziałbym ci.
- Byłem zajęty – Tommy wiedział, że nie brzmi przekonująco.
- Nieważne. Zaczynajmy już.
Próba przebiegała bez zakłóceń, dopóki nie zadzwoniła komórka Tommy'ego.
- Przepraszam, muszę to odebrać – po tych słowach odstawił gitarę i wyszedł.
- Nie do wiary! Najpierw się spóźnia, a potem przerywa w połowie piosenki, żeby pogadać przez telefon! - Ashley popatrzyła za nim ze złością.
- Może to coś ważnego – odparł Rick.
- Nie usprawiedliwiaj go. Chyba przewróciło mu się w głowie i uważa się za nie wiadomo jaką gwiazdę. Musisz coś z tym zrobić – zwróciła się do Adama.
- Wiem – westchnął wokalista. - Spróbuję z nim porozmawiać.
W tym czasie blondyn kłócił się z dziewczyną z baru, która, jak się okazało, miała na imię Beth.
- Nie mogę do ciebie przyjechać! Co ty sobie wyobrażasz? - mówił.
- To przez ciebie jestem teraz w takiej sytuacji.
- Jesteś co najmniej tak samo winna jak ja. Poza tym nie jestem pewny, czy ci wierzę.
- Chcesz dowodów? Co za tupet!
- Tak. Chcę dowodu, że nie kłamiesz.
- W takim razie go dostaniesz. Potem będzie ci głupio.
Spotkał ją zaledwie raz, ale już jej nie lubił. Nie sprawiała wrażenia miłej i im dłużej z nią rozmawiał, tym gorzej było.
- Spodziewam się ciebie w Chicago najpóźniej w piątek.
- W piątek mam występ. Nie zamierzam spełniać twoich niedorzecznych żądań.
- Ach, tak? Więc inaczej. Jeśli nie zobaczę cię w moim mieszkaniu do piątku, cały świat dowie się, że Tommy Joe Ratliff zostawia na pastwę losu biedną kobietę, która jest z nim w ciąży – w głosie Beth wyraźnie zabrzmiała groźba i dziewczyna się rozłączyła.

sobota, 22 marca 2014

ROZDZIAŁ 5

Tym razem trochę krótszy. Zapraszam :)



- Masz... apsik! Chusteczki? - zapytał Tommy, wchodząc do kuchni, gdzie Adam siedział przy stole, całkowicie pochłonięty zapisywaniem czegoś, co w przyszłości mogło zostać piosenką.
- W górnej szafce w łazience – odpowiedział półprzytomnie brunet, marszcząc czoło i coś skreślając.
Gitarzysta wyszedł i za chwilę wrócił.
- Dlaczego tu jest tak zimno? - zapytał, opadając na najbliższe krzesło.
Tym razem Adam podniósł wzrok na przyjaciela.
- Jest dwadzieścia sześć stopni.
- Może otworzyłeś gdzieś okno i jest przeciąg.
- Jakoś niewyraźnie wyglądasz – Lambert wstał i przyłożył blondynowi rękę do czoła. - Chyba masz gorączkę. Zaraz znajdę termometr.
Zajęło mu to chwilę. W tym czasie Tommy wstał i wyjął z szafki herbatę, którą zaraz upuścił. Nachylił się, żeby podnieść pudełko i wstając, uderzył ręką o blat, ponownie je upuszczając.
- Usiądź i zmierz temperaturę – powiedział Adam, podając mu termometr.
Ratliff posłuchał i po chwili ogłosił:
- Trzydzieści osiem – patrzył na wyświetlacz, jakby zobaczył tam coś niezwykle dziwnego. - Chyba się zepsuł.
-Chyba nie. Marsz do łóżka – zarządził Adam.
- Ale herbata...
- Zrobię ci herbatę.
- Przecież coś pisałeś. Nie mogę cię odrywać od pracy.
- Majaczysz – stwierdził brunet.
Tommy nie miał siły się kłócić, więc powlókł się do pokoju na górze.
Za chwilę przyszedł tam Adam, niosąc kubek herbaty, szklankę z wodą i jeszcze pudełko tabletek przeciwgorączkowych, które jakimś cudem nie wypadły mu z rąk.
- Weź to – podał gitarzyście pudełko i szklankę – a tu masz herbatę, jeszcze gorąca – postawił kubek na stoliku koło łóżka.
- Dzię-dziękuję – blondyn szczękał zębami z zimna. - A mógłbyś mi jeszcze przynieść drugi koc? Albo dwa.
Lambert spełnił jego prośbę, po czym usiadł w nogach łóżka.
- Zarazisz się – ostrzegł go trzęsący się pod trzema kocami Tommy.
- Może nie. Jadłeś coś dzisiaj? - Adam popatrzył na niego z troską.
- Nie byłem głodny.
- Ugotuję ci rosół – zanim Tommy zdążył zaprotestować, bruneta nie było już w pokoju.
Ratliff zamknął oczy. To nie tak miało być... zaraz mu powiem, że nie musi się mną zajmować. Może on jednak mnie lubi?, pomyślał nie całkiem przytomnie zanim zapadł w niespokojny sen.
Kiedy się obudził, było mu gorąco i jakoś słabo. Wygrzebał się spod koców i wypił herbatę, ale nadal czuł suchość w gardle. Zwlókł się z łóżka i zszedł do kuchni.
- Co ty tu robisz? - zapytał Adam na widok przyjaciela.
- Chciałem się napić.
- Trzeba było zawołać, przyniósłbym ci – Lambert nalał wody do szklanki.
- Nie musisz się mną zajmować. To znaczy, doceniam to, ale przecież masz ciekawsze rzecz
  do roboty.
- Nie gadaj bzdur. Jedz. - postawił na stole miskę z parującą zupą.
- Nie jestem głodny.
- Ale musisz mieć siłę, żeby wyzdrowieć.
- Nic mi nie będzie.
- Nie bądź uparty jak dziecko. Siadaj.
Tommy niechętnie posłuchał, ale nie zaczął jeść.
- W takim razie – Adam nabrał trochę zupy na łyżkę – otwórz buzię.
- Chyba żartujesz – Tommy popełnił błąd, odzywając się, bo Adam wykorzystał to, żeby włożyć mu do ust pełną łyżkę. Nie za bardzo mając wybór, przełknął. - Dobrze, dobrze, będę już jadł – powiedział szybko, widząc, że przyjaciel chce nabrać następną porcję.
Brunet podał mu łyżkę z odrobiną żalu.

***

W nocy Tommy znowu nie mógł spać. Miał gorączkę, a gdy już udało mu się zasnąć, nawiedzały go koszmary. Kiedy trzeci raz obudził się z krzykiem, Adam postanowił zostać w jego pokoju. Blondyn nie miał siły protestować, więc Lambert przysunął sobie krzesło. Trzymał Tommy'ego
 za rękę, aż ten w końcu zapadł w sen. Tym razem nic mu się nie śniło.

***

Rano gitarzysta zjadł śniadanie, do czego prawie zmusił go przyjaciel, po czym wziął leki przeciwgorączkowe. Kiedy temperatura mu spadła, Adam powiedział mu, żeby się ubrał.
- Po co? - spytał podejrzliwie Tommy.
- Jedziemy do lekarza.
- Nie chcę.
Brunet westchnął. Tommy zawsze był uparty, ale kiedy chorował, robił się jeszcze gorszy.
- Chcesz wylądować w szpitalu? I brać zastrzyki?
- Nic mi nie jest.
Adam popatrzył na niego takim wzrokiem, że bez dalszej dyskusji zaczął wyciągać z szafy ubrania.
W przychodni obyło się bez dalszych sprzeciwów. Lekarz powiedział, że to wirus, zapisał Ratliffowi leki i kazał mu siedzieć w domu.

***

Tydzień później blondyn był już zdrowy. Był wieczór i siedział z Adamem na kanapie w salonie, oglądając telewizję. Odcinek jednego z seriali, które obaj lubili, właśnie się skończył i Tommy skakał po kanałach, szukając czegoś ciekawego. Niczego nie znalazł, więc odłożył pilota na bok.
- Chyba pójdę spać – stwierdził, ale nie wstał.
- Tak... ja też – odparł brunet i wyłączył telewizor.
Przez chwilę obaj się nie ruszali, aż w końcu Tommy się odezwał:
- Wcześniej tego nie mówiłem, ale... chciałem ci podziękować.
- Za co? - zdziwił się Lambert.
- Za to, że zajmowałeś się mną, jak byłem chory. Wiem, że robię się wtedy... niemiły – w jego głosie było słychać zażenowanie.
- Od tego są przyjaciele. Poza tym – Adam odwrócił się do niego – nie robisz się niemiły. Może tylko uparty.
- Że ty ze mną wytrzymujesz... - Tommy popatrzył na przyjaciela i zamilkł.
Nagle w pokoju dało się wyczuć napięcie. Blondyn chciał wstać, ale spojrzenie niebieskich oczu Adama jakoś mu na to nie pozwalało. Te oczy zadawały się go przyciągać. Nachylił się w jego stronę, powoli zmniejszając odległość między ich ustami.
Adam nie zamierzał go powstrzymywać. Miał świadomość, że to nie najlepszy pomysł, ale
 w tym momencie nie wydawało się to mieć znaczenie.
Dzieliły ich tylko milimetry, kiedy zadzwonił telefon Tommy'ego. Ratliff podskoczył jak oparzony, nagle wyrywając się z transu. Złapał swoją komórkę i szybko wyszedł.
Co to w ogóle było?, pomyślał Adam. Przecież on woli dziewczyny...
Tok jego myśli został przerwany przez brzęk szkła o posadzkę. Poszedł do kuchni, skąd dobiegał dźwięk i zatrzymał się w progu. Na środku pomieszczenia nad odłamkami rozbitej szklanki stał nienaturalnie blady Tommy z telefonem przy uchu.

sobota, 15 marca 2014

ROZDZIAŁ 4


  My Life - dziękuję!


Adam podjechał pod blok, w którym mieszkał Tommy, i zatrzymał się. Teraz, kiedy miał wyjaśnić swój plan przyjacielowi, cała pewność siebie go opuściła. Zgasił silnik, starając się znaleźć odpowiednie słowa.
- Powiesz mi, po co tu stoimy? - zapytał w końcu blondyn.
- Mam taki pomysł. To znaczy, może by to pomogło... to znaczy, nie musisz tego robić, to tylko taki pomysł...
- Ok – powiedział powili Tommy, patrząc na Lamberta, jakby nie był do końca przekonany
 o jego zdrowiu psychicznym – to może wytłumaczysz mi, na czym ten pomysł polega?
Przecież to Tommy, uspokoił się w myślach Adam. Najwyżej się nie zgodzi.
- Ciągle śnią ci się koszmary, prawda? Więc pomyślałem, że może gdybyś nie mieszkał sam, byłoby ci łatwiej. Gdybyś wiedział, że ktoś jest w pokoju obok...
- Może i tak. Ale mieszkam sam.
- Dlatego... - wyduś to z siebie wreszcie, pomyślał brunet. - Może wprowadziłbyś się do mnie
 na jakiś czas? - popatrzył nerwowo na Ratliffa.
- Jesteś pewien? Budziłbym cię w środku nocy. I wiesz, jaki bałagan robię.
- Tak. To znaczy... wolę, żebyś budził mnie, śpiąc w pokoju obok, niż dzwoniąc z posterunku policji. A z bałaganem jakoś sobie poradzę, o ile nie będziesz rozrzucał brudnej bielizny po podłodze.
- W takim razie pójdę się spakować – odparł Tommy, otwierając drzwi. - Dziękuję – dorzucił
 po chwili i wysiadł.
Adam patrzył za nim, aż gitarzysta zniknął w budynku. Nie rozumiał, czemu czuł się taki zdenerwowany. Tommy przecież był jego przyjacielem od trzech lat; już od pierwszego spotkania wiedzieli, że są bratnimi duszami. Może to przez to, że jestem zmęczony?, zastanowił się. W końcu postanowił zrzucić winę na stres i zapomnieć o wszystkim.
W tym samym czasie Tommy próbował dokonać wyboru między dwiema czarnymi koszulkami, czując się przy tym wyjątkowo głupio. Przecież nie idę na pokaz mody, zdecydował w końcu
 i spakował obie.
Dlaczego się zgodziłem? Przecież miałem go w to nie wciągać... Nic więcej mu nie powiem, i tak już za dużo wie.
Adam mieszkał w dwupiętrowym domu jednorodzinnym, który kupił, kiedy tylko było go na to stać. Miał dość ciasnych mieszkań; chciał mieć miejsce na imprezy i spotkania z przyjaciółmi,
 bo chociaż kochał swoich fanów, to czasami męczyli go podchodzący do niego w sklepie,
 w restauracji i na ulicy ludzie. Zyskał co prawda sławę i spełnił swoje marzenia o śpiewaniu,
 ale bywało to przytłaczające. Gdyby jednak mógł cofnąć czas, nie zmieniłby ani jednej rzeczy.
- Są dwie łazienki, pewnie wiesz, przecież często tu jesteś. Możesz korzystać, z której chcesz. Będziesz spał na górze, w pokoju obok mojego – z nieznanych sobie przyczyn Adam nagle znowu się zdenerwował. - Pokazać ci, gdzie to?
- Spokojnie, znam drogę. Byłem u ciebie tysiące razy.
- Rzeczywiście – Lambert popatrzył w podłogę.
- To... może pójdę się położyć.
- Dobry pomysł. Ja też zaraz idę. Dobranoc.
- Dobranoc – Tommy nie mógł oprzeć się wrażeniu, że brunet dziwnie się zachowuje. Zdecydował się tego nie komentować i skierował się w stronę schodów.

***

Rano Tommy'ego obudził zapach kawy. Ubrał się i zaczął schodzić na dół, po czym zawrócił umyć zęby; wątpił, żeby Adamowi miło jadło się śniadanie z kimś, kto o tym zapomniał.
Kiedy wreszcie przyszedł do kuchni, do aromatu kawy zdążył dojść zapach jajecznicy
 na boczku. Wokalista był całkiem dobrym kucharzem i blondyn, który potrafił przypalić wodę na herbatę, czasami mu tego zazdrościł.
- Dzień dobry. Jak się spało? - uśmiechnął się znad patelni Lambert.
- Nie tak źle. Pobudka też nie była najgorsza. Skąd wiedziałeś, że wstałem? - zapytał Tommy, dolewając do swojej kawy mleka.
- Słyszałem, jak odkręciłeś wodę. Nie wiem, jak ty możesz to pić – wskazał na kubek,
 do którego blondyn wsypywał właśnie czwartą łyżeczkę cukru.
- To bomba energetyczna.
- I kaloryczna.
- Nie jestem gruby, mamo – przewrócił oczami Ratliff.
Adam, rezygnując z dalszej dyskusji, postawił na stole dwa talerze z dymiącą jajecznicą.
- To było pyszne – stwierdził dwadzieścia minut później Tommy, odkładając widelec.
- Teraz, niestety, muszę pozmywać – Adam popatrzył na brudne naczynia tak, jakby miał nadzieję, że same się umyją.
- Ja to zrobię.
- Naprawdę?
- Naprawdę – gitarzysta zaśmiał się, widząc ulgę, która odmalowała się na twarzy przyjaciela.
 - Ty zrobiłeś śniadanie, to ja przynajmniej po nim posprzątam.
- Masz jakieś plany na dzisiaj? - zapytał Lambert.
- Niespecjalnie, a co?
- Akurat grają jakiś nowy horror, może byśmy poszli.
Tommy odłożył talerz, który właśnie płukał, żeby go nie rozbić. Zakręcił wodę i powoli odwrócił się do bruneta.
- Ty – powiedział powoli – proponujesz, żebyśmy obejrzeli horror? Przecież ty przełączasz kanał, kiedy w wiadomościach mówią, że ktoś kogoś zabił.
- To co innego – bronił się Adam. - Ty lubisz takie filmy.
- Nie musisz iść ze względu na mnie.
- Chcę iść – upierał się wokalista.
- W porządku...
Do rozpoczęcia seansu mieli jeszcze półtorej godziny, więc pooglądali trochę telewizję. Tommy przez chwilę poczuł się tak, jak w czasach, zanim Adam poznał Sauliego. Często spędzali w ten sposób wolne popołudnia, siedząc przed telewizorem u Adama albo Tommy'ego. Kiedy pojawił się Sauli, Ratliff nie chciał im przeszkadzać, poza tym patrzenie na nich za bardzo bolało.
Dotarli do kina na krótko przed rozpoczęciem filmu. Zatrzymali się na chwilę, żeby kilku fanów zrobiło sobie zdjęcia z Lambertem, a później weszli na salę.
Podczas początkowych dziesięciu minut filmu Adam był niespokojny. Gdy pierwsza głowa
 na ekranie została ucięta, nie wytrzymał i złapał Tommy'ego za rękę. Utrudniło to znacznie blondynowi skupienie się na akcji, ale jakoś wytrzymał do końca.
Na sali rozbłysły światła i wszyscy zaczęli wychodzić. Przyjaciele też wstali.
- Adam...
- Słucham?
- Możesz już puścić moją rękę... - gitarzysta wcale tego nie chciał, ale jeszcze bardziej nie chciał zobaczyć ich zdjęć w brukowcach z podpisem „Nowy chłopak Adama Lamberta”.
- Przepraszam. Nie zauważyłem, że dalej cię trzymam – zarumienił się wokalista, uwalniając dłoń blondyna. - Zgłodniałem.
- To pewnie ze strachu! - zaśmiał się Tommy.
- Wcale się nie bałem – uparł się Adam.
- Oczywiście, że nie. Chodźmy coś zjeść.
Siedząc w jednej z lepszych restauracji w Los Angeles, Tommy nie mógł się oprzeć wrażeniu,
 że jest na randce. Nie bądź głupi, zganił się w myślach.
- Możemy już zamawiać? - spytał brunet.
- Tak – odparł Ratliff, starając się wmówić sobie, że to, że zauważa, jak pięknie wpadające przez szybę promienie słońca załamuje się we włosach Adama i to, jak bardzo niebieskie są wtedy jego oczy, nie znaczy, że nie jest w nim mniej zakochany. Czy w ogóle można być bardziej albo mniej zakochanym?

sobota, 8 marca 2014

ROZDZIAŁ 3


  Hmmm... Wydaje mi się, że ten rozdział średnio mi wyszedł. Ale oceńcie sami.

Kiedy Adam się obudził, poczuł, że coś leży na jego klatce piersiowej. Spojrzał w dół
 i stwierdził, że to głowa Tommy'ego, który spał z ręką przerzuconą przez brzuch Lamberta. Wyglądał tak słodko i niewinnie, że Adam się uśmiechnął.
Po chwili zadzwonił budzik i chociaż brunet szybko go wyłączył, Tommy i tak otworzył oczy.
Nie spał tak dobrze od kilku miesięcy. Było mu tak przyjemnie, że dopiero po chwili uświadomił sobie, że leży częściowo na Adamie. Wtedy zaczerwienił się i szybko się odsunął.
- Dzień dobry – powiedział wokalista – jak się spało?
- Dobry – mruknął Tommy, po czym uciekł do łazienki.
Adam westchnął. Miał nadzieję, że po ostatniej nocy przyjaciel przestanie go unikać,
 ale najwyraźniej nie miał szczęścia.
Drzwi do łazienki otworzyły się i zdążył tylko zobaczyć plecy wybiegającego z pokoju blondyna.
Spotkał go dopiero na próbie, ale tam nie było czasu rozmawiać. Przez to gorzej mu się śpiewało i zespół zauważył, że coś jest nie tak.
- Co się dzisiaj z tobą dzieje? - zapytała Ashley, kiedy po raz trzeci pomylił słowa do „Whataya Want From Me”.
- Martwię się o Tommy'ego. Nie zauważyłaś, że ostatnio jakoś dziwnie się zachowuje?
- Niespecjalnie. Może jest bardziej niemiły niż zwykle, ale to pewnie dlatego, że od tak dawna nie ma dziewczyny. Chociaż po ostatniej wycieczce powinno mu się poprawić.
- Jakiej wycieczce? - zdziwił się brunet.
- Tej, przez którą o mało nie spóźniliśmy się na samolot. Nie opowiadał ci, gdzie wtedy był?
- Nie... ostatnio mało rozmawiamy.
- Poznał w barze jakąś laskę i spędził u niej noc. Może za nią tęskni i dlatego zachowuje się jak dupek – wzruszyła ramionami dziewczyna.
Lambert był zaskoczony uczuciem zazdrości, które poczuł na myśl o Ratlifie z jakąś nieznajomą.
- Nieważne – powiedział głównie dlatego, że nie chciał poznać więcej szczegółów. - Wracajmy do próby. To nasz ostatni koncert i chcę, żeby dobrze poszedł.

***

Parę dni później Tommy leżał we własnym łóżku, próbując zasnąć. Nie ułatwił mu tego fakt,
 że była to jedna z tych gorących, wilgotnych nocy. Poza tym w ciemności przychodziło mu
 do głowy to, o czym najbardziej chciał zapomnieć.
No i był jeszcze Adam. Nieważne, jak bardzo chciał z nim być, nie zamierzał powiedzieć mu
 o swoich uczuciach. Już dawno przekonał siebie samego, że nie nadaje się do związków.
Nie mogąc już znieść tych myśli, postanowił się przejść.
Chodził od dłuższego czasu i zaczynał czuć się zmęczony, kiedy przechodząc obok baru, wpadł na chwiejącego się mężczyznę.
- Uważaj, jak łazisz – burknął.
- Uważaj, do kogo mówisz – usłyszał za sobą głos.
Nie wiedział, co go napadło, ale odwrócił się i rzucił się na właściciela głosu z pięściami.
Następną rzeczą, którą pamiętał, były światła policyjnego samochodu, a potem zapach odświeżacza powietrza i trzask skórzanych siedzeń.

***

Lambert był w połowie nocnego maratonu „Czystej krwi”, kiedy zadzwoniła jego komórka. Spojrzał na wyświetlacz i zmarszczył czoło; nie znał tego numeru.
- Słucham? - odezwał się do słuchawki.
- Adam, to ja.
- Tommy? Czemu dzwonisz o tej porze?
- Ja... tak jakby... mam kłopoty... - w miarę, jak słuchał wyjaśnień przyjaciela, jego oczy robiły się coraz większe.
- Czy ja dobrze rozumiem? Mam cię odebrać z posterunku policji i wpłacić za ciebie kaucję?
- To znaczy... a zresztą, nie rób sobie kłopotu. Wszystko mi już jedno – po tych słowach blondyn się rozłączył. Jeśli było to w ogóle możliwe, to jeszcze bardziej przeraził tym Adama.
Brunet złapał leżące na stole kluczyki od samochodu i prawie wybiegł z domu.

***

O tej porze na posterunku nie było dużo osób. Zaledwie paru znudzonych policjantów i dwóch przerażonych nastolatków przyłapanych z kilkoma puszkami piwa na placu zabaw.
Tommy zastanawiał się, co z nim zrobią. Po tym, jak spisali jego dane, pozwolili mu zadzwonić, ale nie sądził, żeby Adam po niego przyjechał. Nie był nawet zaniepokojony. Chyba nie mam już siły czuć, pomyślał obojętnie. Właśnie wtedy zobaczył wchodzącego Lamberta i jego serce podskoczyło. Jednak przyjechał, przemknęło mu przez głowę.
Obserwował wokalistę przez cały czas, kiedy ten rozmawiał z policjantem, próbując stwierdzić, czy przyjaciel jest na niego zły. Nie zdziwiłby się, gdyby wyrzucił go z zespołu po tym wszystkim, co ostatnio zrobił.
Po chwili podszedł do niego jeden z policjantów.
- Masz szczęście, że to twoje pierwsze wykroczenie. Możesz iść, ale następnym razem nie wywiniesz się tak łatwo.
Przez całą drogę do samochodu Adam nic nie mówił. Odezwał się dopiero, kiedy siedzieli
 w środku:
- Dlaczego?
- Ja... przepraszam – w tym momencie Tommy poczuł wstyd za to, co zrobił.
- Nie chcę, żebyś mnie przepraszał – westchnął Adam, odwracając się do niego – tylko żebyś powiedział mi wreszcie, co, do cholery, się z tobą dzieje?
- Nie mogłem zasnąć i poszedłem na spacer. No i wpadłem na tego gościa i... tak jakoś wyszło.
- Zamiast wypić szklankę mleka, wdałeś się w bójkę, żeby lepiej spać?
- Nie lubię mleka.
- Ale lubisz być aresztowany? - Lambert wyrzucił ręce w górę w geście bezsilności.
Tommy przez chwilę patrzył przez okno na ciemną ulicę. W końcu zdecydował się powiedzieć prawdę, a przynajmniej jej część.
- Od kilku miesięcy nie mogę spać. Kiedy już uda mi się zasnąć, mam koszmary i... zresztą chyba pamiętasz, jak nocowaliśmy w hotelu – skończył, wpatrując się w swoje paznokcie.
- Byłeś z tym u lekarza? Może przepisałby ci jakieś tabletki czy coś.
- Nie lubię lekarzy.
- Wielu rzeczy nie lubisz – uniósł brwi Adam.
- Z lekarzami to szczególna sprawa – uśmiechnął się blondyn, ale zaraz spoważniał. - Poza tym ja wiem, co mi jest.
To może mnie oświecisz?
- Nie chcę o tym rozmawiać. - Ku zaskoczeniu Tommy'ego z jego oczu popłynęły łzy. Ostatnio za często płaczę, pomyślał.
- Tommy, dlaczego płaczesz?
- Nie wiem.
- Hej – powiedział Adam, podając mu chusteczkę – wszystko będzie dobrze.
- Nie jesteś na mnie zły?
- Nie – odparł brunet, obejmując go – ale martwię się o ciebie. I nie mów, że nie ma o co,
 bo widzę, że jest. Ale nie mogę ci pomóc, jeśli nie wiem, o co chodzi.
Tommy nie odpowiedział, tylko mocniej się do niego przytulił. Siedzieli w ciszy, aż Ratliff się odsunął i zapytał:
- To... zawieziesz mnie teraz do domu?
- Na chwilę.
- Dokąd potem pojedziemy? - zdziwił się gitarzysta.
- Mam pomysł, który, mam nadzieję, rozwiąże przynajmniej jeden z twoich
 problemów – uśmiechnął się Adam, przekręcając kluczyk w stacyjce.

sobota, 1 marca 2014

ROZDZIAŁ 2



Następnego ranka Tommy obudził się w łóżku, które, jak stwierdził po chwili, nie należało do niego. Poruszył się i ręką natrafił na coś, co okazało się być właścicielką łóżka, w którym się znajdował.
Powoli wysunął się spod koca, żeby jej nie obudzić, i skrzywił się – alkohol wypity poprzedniej nocy dawał o sobie znać. Przelotnie zastanowił się, czy dziewczyna ma jakieś tabletki przeciwbólowe, ale stwierdził, że szukając, mógłby narobić hałasu. Poza tym grzebanie w cudzych rzeczach – nawet rzeczach osoby, z którą się przespał – wydało mu się niewłaściwe.
Ubrał się i wyszedł. Na ulicy rozejrzał się, próbując zorientować się, gdzie jest. Kiedy tu przyjechał... albo przyszedł, nie pamiętał, był całkiem pijany.
Spojrzał na ekran telefonu i zaklął. Za godzinę miał być na lotnisku. Miał dwadzieścia nieodebranych połączeń od Adama, pięć od Ashley i po cztery od Briana i Ricka.
Jego pierwszą myślą było, żeby zadzwonić do Lamberta, ale przypomniał sobie o ich wczorajszej rozmowie, wybrał więc numer Ashley.
Odebrała po pierwszym sygnale.
- Gdzie ty się podziewasz?! Przez ciebie nie zdążymy na samolot! Wszyscy cię szukają, a Adam odchodzi od zmysłów!
- Już jadę – rozejrzał się znowu, tym razem w poszukiwaniu jakiejś taksówki. Miał szczęście, bo jedna stała zaraz obok. Ruszył w jej stronę, wysłuchując reprymendy.
- Jeśli przez ciebie się spóźnimy, osobiście dopilnuję, żebyś wyleciał z zespołu! Jak można być tak nieodpowiedzialnym?! Nie zamierzam przegapić koncertu w Nowym Jorku tylko dlatego, że tobie zachciało się nocnych eskapad...
Nowy Jork? A więc to tam lecieli. Właściwie było mu już wszystko jedno, czy gra w jednym z najbardziej znanych miast w Stanach Zjednoczonych, czy w jakiejś dziurze. Nie obeszłoby go to nawet, gdyby miał grać w oborze.
Westchnął. Ostatnia noc miała sprawić, że poczuje się lepiej, a tymczasem czuł jeszcze większą pustkę niż wcześniej. Przez głowę przemknęła mu myśl, że powinno go to zaniepokoić, ale nie miał siły się nią przejąć.


***

Adam spacerował w tę i z powrotem po swoim pokoju od godziny. Członkowie zespołu, zrezygnowawszy z prób uspokojenia go, siedzieli na kanapie i fotelach.
- Co, jeśli coś mu się stało? - Lambert zaczynał już wpadać w panikę.
Zadzwonił telefon.
- To on! - odezwała się Ashley, po czym odebrała. Reszta obecnych w pomieszczeniu osób natychmiast ją otoczyła. Próbowali zadawać jakieś pytania, ale dziewczyna była zbyt zajęta krzyczeniem na Ratliffa, żeby mu je powtórzyć.
- Uważasz, że samolot będzie na ciebie czekał?! Może po prostu... ten idiota się rozłączył! - ze złością odrzuciła telefon na fotel.
- Gdzie jest? - zapytał wokalista.
- Nie wiem. Mówi, że jedzie. Pewnie się upił i gdzieś zasnął.
Dwadzieścia minut później do pokoju wpadł zasapany Tommy.
- Gdzie ty się podziewałeś?! Zresztą wytłumaczysz się później, zabieraj swoje rzeczy
 i idziemy! - basistka jeszcze się nie uspokoiła.
Blondyn wyszedł i zaraz wrócił.
- Ktoś widział mój klucz?
Na szczęście w hotelu mieli zapasowy, ale nie obyło się bez tysiąckrotnych przeprosin i zapłaty za wymianę zamka w drzwiach.
W samolocie, na który cudem zdążyli, Adam zamierzał usiąść obok gitarzysty, ale ten znowu gdzieś zniknął i w końcu okazało się, że siedzi kilka rzędów dalej obok jakiegoś nieznajomego.
Po męczącej podróży dotarli do następnego hotelu. Brunet poszedł odebrać klucze, a zespół rozsiadł się na kanapach w holu.
- Teraz już się nie wywiniesz. Gdzie byłeś? - naskoczyła na Tommy'ego Ashley.
- Nie wasza sprawa – burknął.
- Nie nasza sprawa?! Przez ciebie...
- Uspokój się – powiedział Brian, kładąc jej rękę na ramieniu. - A ty nie musisz być taki niemiły. Poza tym nie sądzisz, że jesteś nam winny przynajmniej wyjaśnienie?
- Poznałem w barze dziewczynę, ok? Byłem u niej i zaspałem. Koniec opowieści. Możecie dać mi wreszcie spokój?
- Co cię ugryzło? - odezwał się Rick.
- Co tak długo? - rzucił gitarzysta w stronę wracającego właśnie Adama, kompletnie ignorując skierowane do niego pytanie.
- Musieli sprawdzić, czy mają wolny dwuosobowy pokój, a później zmienić naszą rezerwację.
- Co? Dlaczego?
- Dlatego, że nie zamierzam znowu płacić za wymianę zamka. Tym razem będziesz w pokoju
 ze mną i to ja będę miał klucz.
- Ale... - Ratliffowi zabrakło słów.
- Żadnych „ale”. Skoro nie potrafisz być odpowiedzialny, ktoś musi cię przypilnować - po tych słowach wokalista rozdał pozostałym klucze i ruszył w stronę windy. Tommy niechętnie powlókł się za nim.


***
Adam miał nadzieję, że w końcu uda mu się porozmawiać z przyjacielem, ale ten najwyraźniej go unikał. Po tym, jak rzucił na podłogę swoją walizkę, natychmiast wyszedł i dotąd nie wrócił.
Było późno, a na rano następnego dnia była zaplanowana próba. Lambert miał ochotę wziąć szybki prysznic i iść spać, ale był jeden mały problem: nie mógł zamknąć drzwi, bo jeśli Tommy przyszedłby, kiedy będzie w łazience, nie dostałby się do pokoju. Wolał jednak nie zostawiać
 ich otwartych. Kiedyś zrobił tak przez pomyłkę i prawie dostał zawału, kiedy po otwarciu szafy znalazł tam pijanego mężczyznę mamroczącego coś o dziewczynie, która go rzuciła.
Tej trudnej decyzji oszczędził mu blondyn, wchodząc i rzucając się na łóżko. Wokalista chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował i poszedł do łazienki.


***
W środku nocy Adama obudził krzyk. Odwrócił głowę w stronę sąsiedniego łóżka i zobaczył rzucającego się w pościeli Ratliffa.
- Nie! Zostaw mnie! - krzyczał gitarzysta.
- Tommy! Tommy, obudź się! - dopiero kiedy nim potrząsnął, blondyn otworzył oczy. Przerażenie w nich zniknęło, kiedy dotarło do niego, gdzie jest.
- Wszystko w porządku? - zapytał Lambert.
- Tak. To był tylko zły sen.
Brunet wiedział, że przyjaciel kłamie, ale zdecydował nie ciągnąć tematu.
- Adam, śpisz? - usłyszał kilka minut później szept.
- Mhm – mruknął – a co?
- Mogę... mogę spać dzisiaj z tobą?
Wokalista nie zapytał o powód tej dziwnej prośby, tylko posunął się, robiąc mu miejsce. Po chwili poczuł, jak chłopak kładzie się obok i przytula się do niego.
Blondyn, chociaż nikomu by się do tego nie przyznał, bał się, że koszmar powróci. Teraz, leżąc w ramionach Adama, poczuł się bezpieczny i już po chwili zapadł w spokojny sen.