- To nie może być prawda – Tommy mówił podobne
rzeczy już od kilku minut, nie wyjaśniwszy jednak, o co dokładnie
mu chodziło. Adam nie wiedział, kto zadzwonił do przyjaciela, ale
domyślił się, że ten jest w szoku; zauważenie tego nie wymagało
zresztą wielkiego wysiłku. Posadził go na krześle i czekał
cierpliwie, aż blondyn powie coś, co będzie miało sens.
- To była ona – odezwał się w końcu Ratliff.
- Jaka ona?
Tommy zamrugał i popatrzył na Adama. Wtedy dopiero jak
przez mgłę uświadomił sobie, że jego słowa nie tłumaczą zbyt
wiele.
- Dziewczyna z baru. Ta, u której nocowałem, zanim
polecieliśmy do Nowego Jorku.
- Dałeś jej swój numer? - brunet poczuł ukłucie
zazdrości, jednocześnie wiedząc, że jest
to irracjonalne.
- Nie, nie wiem, skąd go wzięła. Ale to nieważne.
Ona powiedziała... - zagapił się w przestrzeń.
- Co powiedziała?
- Powiedziała, że jest... w ciąży – dokończył
tak cicho, że Adam ledwie go usłyszał.
- Z tobą?
- Nie, z Dziadkiem Mrozem. Oczywiście, że ze mną!
- Jak to możliwe?
- Co, mam ci opowiadać o pszczółkach i kwiatkach?
- Nie, to znaczy... nie zabezpieczyliście się?
- Tak... nie... nie wiem! Byłem kompletnie pijany! -
Tommy ukrył twarz w dłoniach.
- Zaraz – początkowe oszołomienie minęło i Adam
zaczął myśleć logicznie – jak może być pewna, że to twoje
dziecko? Jakoś nie wydaje mi się, żebyś był pierwszym facetem, z
którym się przespała.
- Nie wiem... powiedziała, że jest pewna –
gitarzysta popatrzył za okno.
- Tommy...
- Muszę pomyśleć – blondyn wstał gwałtownie i
wyszedł z kuchni. Zanim Adam zdążył mu powiedzieć, że
wychodzenie na spacer w środku nocy może nie być najlepszym
pomysłem, usłyszał trzask zamykanych drzwi.
***
Na zewnątrz zaczynało się robić jasno, kiedy Tommy w
końcu wrócił. Nie wziął ze sobą telefonu i mało brakowało,
żeby Adam poszedł go szukać. Zaczął wyobrażać sobie
najczarniejsze scenariusze i zastanawiał się już, czy nie
zadzwonić na policję.
- Nie wychodź tak więcej. Przestraszyłeś mnie – w
głosie bruneta słychać było ulgę.
- Za bardzo się przejmujesz – usłyszał w
odpowiedzi.
Ratliff poszedł do zajmowanego przez siebie pokoju i
wyjął torbę, z którą przyjechał. Włożył
do niej wszystkie swoje rzeczy i odwrócił się,
wpadając na Adama.
- Co ty robisz? - zapytał Lambert.
- Wracam do siebie. Za długo siedziałem ci na głowie.
- O czym ty mówisz? Przecież sam cię zaprosiłem.
- Jestem ci za to wdzięczny, ale nie będę już
sprawiać kłopotu.
- Przestań gadać głupoty.
- Muszę iść – Tommy wyminął Adama.
Chodząc po okolicy, wszystko dokładnie przemyślał.
Kiedy szok wywołany telefonem dziewczyny z baru całkiem minął,
to, do czego prawie doszło między nim a Adamem do niego wróciło.
Nie mógł pozwolić, żeby taka sytuacja się powtórzyła. Była to
dla niego trudna decyzja, ale stwierdził, że jeśli miałby
skrzywdzić przyjaciela, lepiej odejść. Zresztą najprawdopodobniej
było tak, że Adam nic do niego nie czuł; w takim wypadku mógł
tylko zepsuć ich przyjaźń.
- Tommy, zaczekaj – Adam zatrzymał go na dole
schodów. - Co się stało?
- Nic. Po prostu nie mogę zostać.
- Przynajmniej pozwól mi cię odwieźć.
- Wezmę taksówkę – zranienie widoczne w oczach
przyjaciela zabolało go. Tak będzie dla niego lepiej, pomyślał,
po czym wyszedł.
Tego dnia Adam dzwonił do niego kilka razy i wysłał
mu dziesiątki SMS-ów, ale Tommy nie odpowiedział.
***
Po kilku dniach wokalista przestał próbować
skontaktować się z Ratliffem. Tommy dostał tylko jeszcze jedną
wiadomość, której nie przeczytał.
Około południa zadzwoniła Ashley.
- Gdzie jesteś? Czekamy na ciebie! - usłyszał, kiedy
tylko odebrał.
- Co? Kto gdzie czeka?
- Nie udawaj głupiego. Mamy dzisiaj próbę, w piątek
występujemy gościnnie w „Idolu”. Adam mówi, że pisał ci o
tym.
- A... ekhm. Gdzie to jest?
Dziewczyna podała mu adres i kazała się pospieszyć.
Dotarcie na miejsce zajęło mu godzinę. Jak na tę
porę dnia, korki na ulicach były niewyobrażalne.
Wbiegł do sali, gdzie czekał na niego porządnie
zdenerwowany zespół.
- Nareszcie! Zaspałeś czy jak? - rzucił Brian.
- Nie... nie wiedziałem, że mamy próbę.
- Przecież wysłałem ci wiadomość – powiedział
brunet.
- Może jej nie dostałem.
Wyraz twarzy Adama świadczył o tym, że nie do końca
mu wierzy.
- Gdybyś raczył odebrać za którymś razem, jak do
ciebie dzwoniłem, powiedziałbym ci.
- Byłem zajęty – Tommy wiedział, że nie brzmi
przekonująco.
- Nieważne. Zaczynajmy już.
Próba przebiegała bez zakłóceń, dopóki nie
zadzwoniła komórka Tommy'ego.
- Przepraszam, muszę to odebrać – po tych słowach
odstawił gitarę i wyszedł.
- Nie do wiary! Najpierw się spóźnia, a potem
przerywa w połowie piosenki, żeby pogadać przez telefon! - Ashley
popatrzyła za nim ze złością.
- Może to coś ważnego – odparł Rick.
- Nie usprawiedliwiaj go. Chyba przewróciło mu się w
głowie i uważa się za nie wiadomo jaką gwiazdę. Musisz coś z
tym zrobić – zwróciła się do Adama.
- Wiem – westchnął wokalista. - Spróbuję z nim
porozmawiać.
W tym czasie blondyn kłócił się z dziewczyną z
baru, która, jak się okazało, miała na imię Beth.
- Nie mogę do ciebie przyjechać! Co ty sobie
wyobrażasz? - mówił.
- To przez ciebie jestem teraz w takiej sytuacji.
- Jesteś co najmniej tak samo winna jak ja. Poza tym
nie jestem pewny, czy ci wierzę.
- Chcesz dowodów? Co za tupet!
- Tak. Chcę dowodu, że nie kłamiesz.
- W takim razie go dostaniesz. Potem będzie ci głupio.
Spotkał ją zaledwie raz, ale już jej nie lubił. Nie
sprawiała wrażenia miłej i im dłużej z nią rozmawiał, tym
gorzej było.
- Spodziewam się ciebie w Chicago najpóźniej w
piątek.
- W piątek mam występ. Nie zamierzam spełniać twoich
niedorzecznych żądań.
- Ach, tak? Więc inaczej. Jeśli nie zobaczę cię w
moim mieszkaniu do piątku, cały świat dowie się, że Tommy Joe
Ratliff zostawia na pastwę losu biedną kobietę, która jest z nim
w ciąży – w głosie Beth wyraźnie zabrzmiała groźba i
dziewczyna się rozłączyła.