sobota, 15 marca 2014

ROZDZIAŁ 4


  My Life - dziękuję!


Adam podjechał pod blok, w którym mieszkał Tommy, i zatrzymał się. Teraz, kiedy miał wyjaśnić swój plan przyjacielowi, cała pewność siebie go opuściła. Zgasił silnik, starając się znaleźć odpowiednie słowa.
- Powiesz mi, po co tu stoimy? - zapytał w końcu blondyn.
- Mam taki pomysł. To znaczy, może by to pomogło... to znaczy, nie musisz tego robić, to tylko taki pomysł...
- Ok – powiedział powili Tommy, patrząc na Lamberta, jakby nie był do końca przekonany
 o jego zdrowiu psychicznym – to może wytłumaczysz mi, na czym ten pomysł polega?
Przecież to Tommy, uspokoił się w myślach Adam. Najwyżej się nie zgodzi.
- Ciągle śnią ci się koszmary, prawda? Więc pomyślałem, że może gdybyś nie mieszkał sam, byłoby ci łatwiej. Gdybyś wiedział, że ktoś jest w pokoju obok...
- Może i tak. Ale mieszkam sam.
- Dlatego... - wyduś to z siebie wreszcie, pomyślał brunet. - Może wprowadziłbyś się do mnie
 na jakiś czas? - popatrzył nerwowo na Ratliffa.
- Jesteś pewien? Budziłbym cię w środku nocy. I wiesz, jaki bałagan robię.
- Tak. To znaczy... wolę, żebyś budził mnie, śpiąc w pokoju obok, niż dzwoniąc z posterunku policji. A z bałaganem jakoś sobie poradzę, o ile nie będziesz rozrzucał brudnej bielizny po podłodze.
- W takim razie pójdę się spakować – odparł Tommy, otwierając drzwi. - Dziękuję – dorzucił
 po chwili i wysiadł.
Adam patrzył za nim, aż gitarzysta zniknął w budynku. Nie rozumiał, czemu czuł się taki zdenerwowany. Tommy przecież był jego przyjacielem od trzech lat; już od pierwszego spotkania wiedzieli, że są bratnimi duszami. Może to przez to, że jestem zmęczony?, zastanowił się. W końcu postanowił zrzucić winę na stres i zapomnieć o wszystkim.
W tym samym czasie Tommy próbował dokonać wyboru między dwiema czarnymi koszulkami, czując się przy tym wyjątkowo głupio. Przecież nie idę na pokaz mody, zdecydował w końcu
 i spakował obie.
Dlaczego się zgodziłem? Przecież miałem go w to nie wciągać... Nic więcej mu nie powiem, i tak już za dużo wie.
Adam mieszkał w dwupiętrowym domu jednorodzinnym, który kupił, kiedy tylko było go na to stać. Miał dość ciasnych mieszkań; chciał mieć miejsce na imprezy i spotkania z przyjaciółmi,
 bo chociaż kochał swoich fanów, to czasami męczyli go podchodzący do niego w sklepie,
 w restauracji i na ulicy ludzie. Zyskał co prawda sławę i spełnił swoje marzenia o śpiewaniu,
 ale bywało to przytłaczające. Gdyby jednak mógł cofnąć czas, nie zmieniłby ani jednej rzeczy.
- Są dwie łazienki, pewnie wiesz, przecież często tu jesteś. Możesz korzystać, z której chcesz. Będziesz spał na górze, w pokoju obok mojego – z nieznanych sobie przyczyn Adam nagle znowu się zdenerwował. - Pokazać ci, gdzie to?
- Spokojnie, znam drogę. Byłem u ciebie tysiące razy.
- Rzeczywiście – Lambert popatrzył w podłogę.
- To... może pójdę się położyć.
- Dobry pomysł. Ja też zaraz idę. Dobranoc.
- Dobranoc – Tommy nie mógł oprzeć się wrażeniu, że brunet dziwnie się zachowuje. Zdecydował się tego nie komentować i skierował się w stronę schodów.

***

Rano Tommy'ego obudził zapach kawy. Ubrał się i zaczął schodzić na dół, po czym zawrócił umyć zęby; wątpił, żeby Adamowi miło jadło się śniadanie z kimś, kto o tym zapomniał.
Kiedy wreszcie przyszedł do kuchni, do aromatu kawy zdążył dojść zapach jajecznicy
 na boczku. Wokalista był całkiem dobrym kucharzem i blondyn, który potrafił przypalić wodę na herbatę, czasami mu tego zazdrościł.
- Dzień dobry. Jak się spało? - uśmiechnął się znad patelni Lambert.
- Nie tak źle. Pobudka też nie była najgorsza. Skąd wiedziałeś, że wstałem? - zapytał Tommy, dolewając do swojej kawy mleka.
- Słyszałem, jak odkręciłeś wodę. Nie wiem, jak ty możesz to pić – wskazał na kubek,
 do którego blondyn wsypywał właśnie czwartą łyżeczkę cukru.
- To bomba energetyczna.
- I kaloryczna.
- Nie jestem gruby, mamo – przewrócił oczami Ratliff.
Adam, rezygnując z dalszej dyskusji, postawił na stole dwa talerze z dymiącą jajecznicą.
- To było pyszne – stwierdził dwadzieścia minut później Tommy, odkładając widelec.
- Teraz, niestety, muszę pozmywać – Adam popatrzył na brudne naczynia tak, jakby miał nadzieję, że same się umyją.
- Ja to zrobię.
- Naprawdę?
- Naprawdę – gitarzysta zaśmiał się, widząc ulgę, która odmalowała się na twarzy przyjaciela.
 - Ty zrobiłeś śniadanie, to ja przynajmniej po nim posprzątam.
- Masz jakieś plany na dzisiaj? - zapytał Lambert.
- Niespecjalnie, a co?
- Akurat grają jakiś nowy horror, może byśmy poszli.
Tommy odłożył talerz, który właśnie płukał, żeby go nie rozbić. Zakręcił wodę i powoli odwrócił się do bruneta.
- Ty – powiedział powoli – proponujesz, żebyśmy obejrzeli horror? Przecież ty przełączasz kanał, kiedy w wiadomościach mówią, że ktoś kogoś zabił.
- To co innego – bronił się Adam. - Ty lubisz takie filmy.
- Nie musisz iść ze względu na mnie.
- Chcę iść – upierał się wokalista.
- W porządku...
Do rozpoczęcia seansu mieli jeszcze półtorej godziny, więc pooglądali trochę telewizję. Tommy przez chwilę poczuł się tak, jak w czasach, zanim Adam poznał Sauliego. Często spędzali w ten sposób wolne popołudnia, siedząc przed telewizorem u Adama albo Tommy'ego. Kiedy pojawił się Sauli, Ratliff nie chciał im przeszkadzać, poza tym patrzenie na nich za bardzo bolało.
Dotarli do kina na krótko przed rozpoczęciem filmu. Zatrzymali się na chwilę, żeby kilku fanów zrobiło sobie zdjęcia z Lambertem, a później weszli na salę.
Podczas początkowych dziesięciu minut filmu Adam był niespokojny. Gdy pierwsza głowa
 na ekranie została ucięta, nie wytrzymał i złapał Tommy'ego za rękę. Utrudniło to znacznie blondynowi skupienie się na akcji, ale jakoś wytrzymał do końca.
Na sali rozbłysły światła i wszyscy zaczęli wychodzić. Przyjaciele też wstali.
- Adam...
- Słucham?
- Możesz już puścić moją rękę... - gitarzysta wcale tego nie chciał, ale jeszcze bardziej nie chciał zobaczyć ich zdjęć w brukowcach z podpisem „Nowy chłopak Adama Lamberta”.
- Przepraszam. Nie zauważyłem, że dalej cię trzymam – zarumienił się wokalista, uwalniając dłoń blondyna. - Zgłodniałem.
- To pewnie ze strachu! - zaśmiał się Tommy.
- Wcale się nie bałem – uparł się Adam.
- Oczywiście, że nie. Chodźmy coś zjeść.
Siedząc w jednej z lepszych restauracji w Los Angeles, Tommy nie mógł się oprzeć wrażeniu,
 że jest na randce. Nie bądź głupi, zganił się w myślach.
- Możemy już zamawiać? - spytał brunet.
- Tak – odparł Ratliff, starając się wmówić sobie, że to, że zauważa, jak pięknie wpadające przez szybę promienie słońca załamuje się we włosach Adama i to, jak bardzo niebieskie są wtedy jego oczy, nie znaczy, że nie jest w nim mniej zakochany. Czy w ogóle można być bardziej albo mniej zakochanym?

1 komentarz: