Następnego ranka Tommy obudził się w łóżku, które,
jak stwierdził po chwili, nie należało do niego. Poruszył się i
ręką natrafił na coś, co okazało się być właścicielką
łóżka, w którym się znajdował.
Powoli wysunął się spod koca, żeby jej nie obudzić,
i skrzywił się – alkohol wypity poprzedniej nocy dawał o sobie
znać. Przelotnie zastanowił się, czy dziewczyna ma jakieś
tabletki przeciwbólowe, ale stwierdził, że szukając, mógłby
narobić hałasu. Poza tym grzebanie w cudzych rzeczach – nawet
rzeczach osoby, z którą się przespał – wydało mu się
niewłaściwe.
Ubrał się i wyszedł. Na ulicy rozejrzał się,
próbując zorientować się, gdzie jest. Kiedy tu przyjechał...
albo przyszedł, nie pamiętał, był całkiem pijany.
Spojrzał na ekran telefonu i zaklął. Za godzinę miał
być na lotnisku. Miał dwadzieścia nieodebranych połączeń od
Adama, pięć od Ashley i po cztery od Briana i Ricka.
Jego pierwszą myślą było, żeby zadzwonić do
Lamberta, ale przypomniał sobie o ich wczorajszej rozmowie, wybrał
więc numer Ashley.
Odebrała po pierwszym sygnale.
- Gdzie ty się podziewasz?! Przez ciebie nie zdążymy
na samolot! Wszyscy cię szukają, a Adam odchodzi od zmysłów!
- Już jadę – rozejrzał się znowu, tym razem w
poszukiwaniu jakiejś taksówki. Miał szczęście, bo jedna stała
zaraz obok. Ruszył w jej stronę, wysłuchując reprymendy.
- Jeśli przez ciebie się spóźnimy, osobiście
dopilnuję, żebyś wyleciał z zespołu! Jak można być tak
nieodpowiedzialnym?! Nie zamierzam przegapić koncertu w Nowym Jorku
tylko dlatego, że tobie zachciało się nocnych eskapad...
Nowy Jork? A więc to tam lecieli. Właściwie było mu
już wszystko jedno, czy gra w jednym z najbardziej znanych miast w
Stanach Zjednoczonych, czy w jakiejś dziurze. Nie obeszłoby go to
nawet, gdyby miał grać w oborze.
Westchnął. Ostatnia noc miała sprawić, że poczuje
się lepiej, a tymczasem czuł jeszcze większą pustkę niż
wcześniej. Przez głowę przemknęła mu myśl, że powinno go to
zaniepokoić, ale nie miał siły się nią przejąć.
***
Adam spacerował w tę i z powrotem po swoim pokoju od
godziny. Członkowie zespołu, zrezygnowawszy z prób uspokojenia go,
siedzieli na kanapie i fotelach.
- Co, jeśli coś mu się stało? - Lambert zaczynał
już wpadać w panikę.
Zadzwonił telefon.
- To on! - odezwała się Ashley, po czym odebrała.
Reszta obecnych w pomieszczeniu osób natychmiast ją otoczyła.
Próbowali zadawać jakieś pytania, ale dziewczyna była zbyt zajęta
krzyczeniem na Ratliffa, żeby mu je powtórzyć.
- Uważasz, że samolot będzie na ciebie czekał?! Może
po prostu... ten idiota się rozłączył! - ze złością odrzuciła
telefon na fotel.
- Gdzie jest? - zapytał wokalista.
- Nie wiem. Mówi, że jedzie. Pewnie się upił i
gdzieś zasnął.
Dwadzieścia minut później do pokoju wpadł zasapany
Tommy.
- Gdzie ty się podziewałeś?! Zresztą wytłumaczysz
się później, zabieraj swoje rzeczy
i idziemy! - basistka jeszcze się nie uspokoiła.
Blondyn wyszedł i zaraz wrócił.
- Ktoś widział mój klucz?
Na szczęście w hotelu mieli zapasowy, ale nie obyło
się bez tysiąckrotnych przeprosin i zapłaty za wymianę zamka w
drzwiach.
W samolocie, na który cudem zdążyli, Adam zamierzał
usiąść obok gitarzysty, ale ten znowu gdzieś zniknął i w końcu
okazało się, że siedzi kilka rzędów dalej obok jakiegoś
nieznajomego.
Po męczącej podróży dotarli do następnego hotelu.
Brunet poszedł odebrać klucze, a zespół rozsiadł się na
kanapach w holu.
- Teraz już się nie wywiniesz. Gdzie byłeś? -
naskoczyła na Tommy'ego Ashley.
- Nie wasza sprawa – burknął.
- Nie nasza sprawa?! Przez ciebie...
- Uspokój się – powiedział Brian, kładąc jej rękę
na ramieniu. - A ty nie musisz być taki niemiły. Poza tym nie
sądzisz, że jesteś nam winny przynajmniej wyjaśnienie?
- Poznałem w barze dziewczynę, ok? Byłem u niej i
zaspałem. Koniec opowieści. Możecie dać mi wreszcie spokój?
- Co cię ugryzło? - odezwał się Rick.
- Co tak długo? - rzucił gitarzysta w stronę
wracającego właśnie Adama, kompletnie ignorując skierowane do
niego pytanie.
- Musieli sprawdzić, czy mają wolny dwuosobowy pokój,
a później zmienić naszą rezerwację.
- Co? Dlaczego?
- Dlatego, że nie zamierzam znowu płacić za wymianę
zamka. Tym razem będziesz w pokoju
ze mną i to ja będę miał klucz.
- Ale... - Ratliffowi zabrakło słów.
- Żadnych „ale”. Skoro nie potrafisz być
odpowiedzialny, ktoś musi cię przypilnować - po tych słowach
wokalista rozdał pozostałym klucze i ruszył w stronę windy. Tommy
niechętnie powlókł się za nim.
***
Adam miał nadzieję, że w końcu uda mu się
porozmawiać z przyjacielem, ale ten najwyraźniej go unikał. Po
tym, jak rzucił na podłogę swoją walizkę, natychmiast wyszedł i
dotąd nie wrócił.
Było późno, a na rano następnego dnia była
zaplanowana próba. Lambert miał ochotę wziąć szybki prysznic i
iść spać, ale był jeden mały problem: nie mógł zamknąć
drzwi, bo jeśli Tommy przyszedłby, kiedy będzie w łazience, nie
dostałby się do pokoju. Wolał jednak nie zostawiać
ich otwartych. Kiedyś zrobił tak przez pomyłkę
i prawie dostał zawału, kiedy po otwarciu szafy znalazł tam
pijanego mężczyznę mamroczącego coś o dziewczynie, która go
rzuciła.
Tej trudnej decyzji oszczędził mu blondyn, wchodząc i
rzucając się na łóżko. Wokalista chciał coś powiedzieć, ale
zrezygnował i poszedł do łazienki.
***
W środku nocy Adama obudził krzyk. Odwrócił głowę
w stronę sąsiedniego łóżka i zobaczył rzucającego się w
pościeli Ratliffa.
- Nie! Zostaw mnie! - krzyczał gitarzysta.
- Tommy! Tommy, obudź się! - dopiero kiedy nim
potrząsnął, blondyn otworzył oczy. Przerażenie w nich zniknęło,
kiedy dotarło do niego, gdzie jest.
- Wszystko w porządku? - zapytał Lambert.
- Tak. To był tylko zły sen.
Brunet wiedział, że przyjaciel kłamie, ale zdecydował
nie ciągnąć tematu.
- Adam, śpisz? - usłyszał kilka minut później
szept.
- Mhm – mruknął – a co?
- Mogę... mogę spać dzisiaj z tobą?
Wokalista nie zapytał o powód tej dziwnej prośby,
tylko posunął się, robiąc mu miejsce. Po chwili poczuł, jak
chłopak kładzie się obok i przytula się do niego.
Blondyn, chociaż nikomu by się do tego nie przyznał,
bał się, że koszmar powróci. Teraz, leżąc w ramionach Adama,
poczuł się bezpieczny i już po chwili zapadł w spokojny sen.
Świetne :* Myslę,ze bedę stałym gosciem na tym blogu ;) Nii :D
OdpowiedzUsuń