- Nie możemy jeszcze z tym
poczekać? - mówił do słuchawki Adam. - Przecież to moje życie
prywatne, nie muszę się nikomu z niego tłumaczyć.
- Ty nie masz życia
prywatnego. Jeśli chciałeś je mieć, nie trzeba było zostawać
gwiazdą.. Na razie to wszystko plotki, ale jeśli tego nie
wyjaśnimy, skutki mogą być katastrofalne! - odparł jego manager,
John Brown.
- Ale to tylko jedno zdjęcie
i jakiż wyssany z palca artykuł.
- Jedno zdjęcie wystarczy!
Powinieneś już wiedzieć, jak to działa! Czemu właściwie tak się
upierasz? Załatwimy ci jakiś wywiad, powiesz, że z tym gitarzystą
łączy cię tylko przyjaźń
i po krzyku!
- Wiesz, że nie lubię
zwracać na siebie uwagi skandalami. Chcę tylko, żeby ludzie
słuchali mojej muzyki i na ten temat mogę udzielić i stu wywiadów!
- Jeśli tego wszystkiego nie
wyjaśnimy, to się rozniesie i nikt nie będzie już kupował płyt
i biletów na twoje
koncerty!
Chociaż manager odrobinę
przesadzał, Adam musiał przyznać, że ma trochę racji. Może nie
wszyscy przestaliby słuchać jego piosenek, ale jeśli w świadomości
zbiorowej utrwalił się wizerunek jego jako osoby zdradzającej
swojego chłopaka, na pewno nie zyskałby fanów. Nieważne, jak
bardzo mu się to nie podobało, muzyka była nie tylko sztuką, ale
też produktem, który trzeba odpowiednio sprzedać.
- Daj mi dwa tygodnie.
- Masz tydzień i ani dnia
więcej! Nie możemy pozwolić, żeby te plotki się rozniosły! - po
tych słowach Brown się rozłączył.
- Mamy tydzień – Adam
zwrócił się do Tommy'ego, który dalej siedział na kanapie.
- Dobre i tyle. Myślałem, że
każe ci natychmiast jechać na konferencję prasową.
- Dlaczego ja go jeszcze nie
zwolniłem? - westchnął brunet, opadając na kanapę obok swojego
nowego chłopaka.
- Bo to najlepszy manager w
Los Angeles, a poza tym masz za dobre serce, żeby kogoś zwolnić –
uśmiechnął się Tommy.
W odpowiedzi Adam go
pocałował.
- Nie żebym narzekał, ale za
co to było? - spytał blondyn, kiedy się od siebie oderwali.
- Po prostu dlatego, że mogę
– Adam nie do końca mógł uwierzyć w swoje szczęście. Jeszcze
niedawno Ratliff go unikał, a teraz byli parą.
Nagle ktoś zapukał.
- Uwaga, wchodzę –
krzyknęła zza drzwi Beth. - Przepraszam, że znowu przeszkadzam,
ale
za pół godziny mam
wizytę u lekarza. Mówiłeś, że mnie zawieziesz, Tommy.
- Jak mam cię zawieźć,
skoro nie mam kluczyków od samochodu?
- A szukałeś pod stolikiem
koło swojego łóżka?
- Szukałem wszędzie.
- Zajrzyj tam, może spadły.
- Mówię, że szukałem tam.
- Idź zobaczyć – upierała
się.
Tommy uznał, że kłócenie
się z nią nie ma sensu. Poszedł do swojej sypialni sprawdzić.
- Nie ma – orzekł, wstając
z podłogi.
- Dobrze sprawdź. Masz –
Beth podała mu latarkę.
Westchnął cicho. Przecież
nic tam nie było. Chociaż... zaraz. Czy mu się tylko zdawało, czy
dostrzegł jakiś błysk?
Odsunął szafkę od ściany.
Rzeczywiście, leżały tam jego kluczyki.
- Skąd wiedziałaś, gdzie
szukać? - spojrzał na dziewczynę ze zdumieniem.
- Kobieca intuicja –
wzruszyła ramionami. - Ale teraz już chodźmy, bo się spóźnimy.
- To ja już pojadę. Mam
jeszcze parę spraw do załatwienia – powiedział brunet.
Tommy popatrzył na Adama. Nie
chciał, żeby już szedł. Chciał przynajmniej pocałować go
na pożegnanie i
właściwie mógłby, ale robienie tego w obecności Beth wydało mu
się w jakiś sposób niewłaściwe.
***
Kiedy dotarli do kliniki,
zostało im jeszcze trochę czasu do wizyty. Otwierając ciężkie,
przeszklone drzwi, Tommy miał uczucie, jakby po ich przekroczeniu
nie było już powrotu. W domu mógł przynajmniej częściowo
zapomnieć, że Beth jest w ciąży; przy odrobinie wysiłku mógł
sobie wyobrazić, ze po prostu nie należy do najszczuplejszych osób,
ale tutaj, w otoczeniu ciężarnych kobiet rozmawiających z wielkim
podekscytowaniem o swoich nienarodzonych jeszcze dzieciach,
rzeczywistość chwilami go przytłaczała.
Dziewczyna próbowała go
przekonać, żeby wszedł z nią do gabinetu, ale nie dał się
namówić. Zamiast tego został w poczekalni, siedząc na jednym z
czerwonych plastikowych krzeseł. Żeby się czymś zająć, wziął
do ręki ulotkę ze stolika, ale szybko ją odłożył, kiedy okazało
się, że dotyczy ona cyklu menstruacyjnego.
W końcu Beth wyszła.
Tommy'emu wydawało się, że minęło kilka godzin, chociaż
w rzeczywistości mogło
to być najwyżej pół godziny.
- Z dzieckiem wszystko w
porządku – oświadczyła, zadowolona.
- To super – czuł, że
powinien bardziej się ucieszyć, ale chciał tylko wydostać się z
tamtego budynku. Nie czuł się dobrze wśród tych wszystkich kobiet
w ciąży i dumnych przyszłych ojców.
Na zewnątrz coś błysnęło.
- Nie zapowiadali na dzisiaj
burzy – zdziwiła się Beth.
Tommy podszedł do okna i
natychmiast się cofnął. Przed budynkiem stał tłum paparazzi,
krzyczących jego imię.
- Skąd oni się tu wzięli? -
blondyn nie wiedział, co ma zrobić. Niby był sławny, czasami
zdarzało się, że ktoś na ulicy go rozpoznał, ale nie chodziły
za nim tłumy tak jak za Adamem. Nie przeszkadzało mu to; nigdy nie
marzył o byciu sławnym, chciał po prostu grać na gitarze.
- Jest tu jakieś inne
wyjście? - zapytał siedzącej przy wejściu sekretarki.
- No, jest... ale można go
używać tylko w wyjątkowych wypadkach.
- Czy to pani nie wygląda na
wyjątkowy wypadek? - wskazał za okno, gdzie zbierało się coraz
więcej osób.
- Może... ale muszę zapytać
dyrektora – podniosła słuchawkę stojącego na biurku telefonu
i zaczęła wybierać
numer, a Tommy'emu opadły ręce z bezsilności.
Wreszcie udało się ustalić
z dyrektorem, że jednak jest to wyjątkowy wypadek, i sekretarka
powiedziała Beth i Tommy'emu, gdzie jest wyjście przeciwpożarowe,
którym mogą wydostać się
z budynku. Kiedy tam
dotarli, musieli poczekać na dyrektora, który miał do nich klucz.
Tommy chciał zauważyć, że drzwi ewakuacyjne powinny być otwarte,
ale powstrzymał się od komentarza.
Jakoś udało im się dotrzeć
na parking i dojechać do domu. Przed blokiem już czekał na nich
Adam, trzymający gazetę.
- Następna? - jęknął na
ten widok Tommy.
Nowy artykuł zawierał więcej
prawdy niż poprzedni. W największym skrócie było tam napisane, że
dziewczyna z Chicago jest w ciąży z chłopakiem Adama Lamberta.
- Wejdźmy na górę, mogą
się tu w każdej chwili pojawić jacyś dziennikarze – powiedział
Adam.
- Skąd oni to wszystko
wiedzą? - zwróciła się do niego Beth.
- Nie wiem, ale media potrafią
dotrzeć do wszystkiego.
Zadzwonił telefon. Adam wyjął
go z kieszeni i się skrzywił – znowu dzwonił manager. Poszedł
do kuchni i odebrał.
Przez parę minut Beth i Tommy
słyszeli tylko, jak rozmawia podniesionym głosem. W końcu
przyszedł do salonu, gdzie czekali, i oznajmił ponuro:
- Nie mamy już tygodnia.
Konferencja prasowa odbędzie się za trzy godziny.
O ja pierdziele... O.O coś mam takie dziwne przeczucie , że ta Beth robi tyle szumu ... Nie lubię jej , przeszkadza Tommiemu ... Odcinek boski , czekam na next :*
OdpowiedzUsuńAle mają przejeb... eghem.. mają niezły bałagan w życiu.. O! *Dumna z siebie, że tak ładnie wybrnęła ^^""*
OdpowiedzUsuńBiedni są obaj.. Mają przerąbane, no, ale przez to opowiadanie się robi, coraz bardziej ciekawe! Dawaj kolejny rozdział ^^!!
PS.: Wybacz, że teraz, ale nie miałam czasu wcześniej by czytać :(!