piątek, 13 czerwca 2014

ROZDZIAŁ 14

Przed chwilą skończyłam to przepisywać, więc mogą pojawić się błędy XD jeśli jakiś znajdziecie, piszcie w komentarzach. W ogóle miłoby było, gdybyście pisali mi jakieś komentarze, żebym wiedziała, że więcej niż dwie osoby to czytają XD oczywiście dziękuję za Twój komentarz, Kushina Zimoch ;)


- Nie możemy jeszcze z tym poczekać? - mówił do słuchawki Adam. - Przecież to moje życie prywatne, nie muszę się nikomu z niego tłumaczyć.
- Ty nie masz życia prywatnego. Jeśli chciałeś je mieć, nie trzeba było zostawać gwiazdą.. Na razie to wszystko plotki, ale jeśli tego nie wyjaśnimy, skutki mogą być katastrofalne! - odparł jego manager, John Brown.
- Ale to tylko jedno zdjęcie i jakiż wyssany z palca artykuł.
- Jedno zdjęcie wystarczy! Powinieneś już wiedzieć, jak to działa! Czemu właściwie tak się upierasz? Załatwimy ci jakiś wywiad, powiesz, że z tym gitarzystą łączy cię tylko przyjaźń
 i po krzyku!
- Wiesz, że nie lubię zwracać na siebie uwagi skandalami. Chcę tylko, żeby ludzie słuchali mojej muzyki i na ten temat mogę udzielić i stu wywiadów!
- Jeśli tego wszystkiego nie wyjaśnimy, to się rozniesie i nikt nie będzie już kupował płyt
 i biletów na twoje koncerty!
Chociaż manager odrobinę przesadzał, Adam musiał przyznać, że ma trochę racji. Może nie wszyscy przestaliby słuchać jego piosenek, ale jeśli w świadomości zbiorowej utrwalił się wizerunek jego jako osoby zdradzającej swojego chłopaka, na pewno nie zyskałby fanów. Nieważne, jak bardzo mu się to nie podobało, muzyka była nie tylko sztuką, ale też produktem, który trzeba odpowiednio sprzedać.
- Daj mi dwa tygodnie.
- Masz tydzień i ani dnia więcej! Nie możemy pozwolić, żeby te plotki się rozniosły! - po tych słowach Brown się rozłączył.
- Mamy tydzień – Adam zwrócił się do Tommy'ego, który dalej siedział na kanapie.
- Dobre i tyle. Myślałem, że każe ci natychmiast jechać na konferencję prasową.
- Dlaczego ja go jeszcze nie zwolniłem? - westchnął brunet, opadając na kanapę obok swojego nowego chłopaka.
- Bo to najlepszy manager w Los Angeles, a poza tym masz za dobre serce, żeby kogoś zwolnić – uśmiechnął się Tommy.
W odpowiedzi Adam go pocałował.
- Nie żebym narzekał, ale za co to było? - spytał blondyn, kiedy się od siebie oderwali.
- Po prostu dlatego, że mogę – Adam nie do końca mógł uwierzyć w swoje szczęście. Jeszcze niedawno Ratliff go unikał, a teraz byli parą.
Nagle ktoś zapukał.
- Uwaga, wchodzę – krzyknęła zza drzwi Beth. - Przepraszam, że znowu przeszkadzam, ale
 za pół godziny mam wizytę u lekarza. Mówiłeś, że mnie zawieziesz, Tommy.
- Jak mam cię zawieźć, skoro nie mam kluczyków od samochodu?
- A szukałeś pod stolikiem koło swojego łóżka?
- Szukałem wszędzie.
- Zajrzyj tam, może spadły.
- Mówię, że szukałem tam.
- Idź zobaczyć – upierała się.
Tommy uznał, że kłócenie się z nią nie ma sensu. Poszedł do swojej sypialni sprawdzić.
- Nie ma – orzekł, wstając z podłogi.
- Dobrze sprawdź. Masz – Beth podała mu latarkę.
Westchnął cicho. Przecież nic tam nie było. Chociaż... zaraz. Czy mu się tylko zdawało, czy dostrzegł jakiś błysk?
Odsunął szafkę od ściany. Rzeczywiście, leżały tam jego kluczyki.
- Skąd wiedziałaś, gdzie szukać? - spojrzał na dziewczynę ze zdumieniem.
- Kobieca intuicja – wzruszyła ramionami. - Ale teraz już chodźmy, bo się spóźnimy.
- To ja już pojadę. Mam jeszcze parę spraw do załatwienia – powiedział brunet.
Tommy popatrzył na Adama. Nie chciał, żeby już szedł. Chciał przynajmniej pocałować go
 na pożegnanie i właściwie mógłby, ale robienie tego w obecności Beth wydało mu się w jakiś sposób niewłaściwe.

***

Kiedy dotarli do kliniki, zostało im jeszcze trochę czasu do wizyty. Otwierając ciężkie, przeszklone drzwi, Tommy miał uczucie, jakby po ich przekroczeniu nie było już powrotu. W domu mógł przynajmniej częściowo zapomnieć, że Beth jest w ciąży; przy odrobinie wysiłku mógł sobie wyobrazić, ze po prostu nie należy do najszczuplejszych osób, ale tutaj, w otoczeniu ciężarnych kobiet rozmawiających z wielkim podekscytowaniem o swoich nienarodzonych jeszcze dzieciach, rzeczywistość chwilami go przytłaczała.
Dziewczyna próbowała go przekonać, żeby wszedł z nią do gabinetu, ale nie dał się namówić. Zamiast tego został w poczekalni, siedząc na jednym z czerwonych plastikowych krzeseł. Żeby się czymś zająć, wziął do ręki ulotkę ze stolika, ale szybko ją odłożył, kiedy okazało się, że dotyczy ona cyklu menstruacyjnego.
W końcu Beth wyszła. Tommy'emu wydawało się, że minęło kilka godzin, chociaż
 w rzeczywistości mogło to być najwyżej pół godziny.
- Z dzieckiem wszystko w porządku – oświadczyła, zadowolona.
- To super – czuł, że powinien bardziej się ucieszyć, ale chciał tylko wydostać się z tamtego budynku. Nie czuł się dobrze wśród tych wszystkich kobiet w ciąży i dumnych przyszłych ojców.
Na zewnątrz coś błysnęło.
- Nie zapowiadali na dzisiaj burzy – zdziwiła się Beth.
Tommy podszedł do okna i natychmiast się cofnął. Przed budynkiem stał tłum paparazzi, krzyczących jego imię.
- Skąd oni się tu wzięli? - blondyn nie wiedział, co ma zrobić. Niby był sławny, czasami zdarzało się, że ktoś na ulicy go rozpoznał, ale nie chodziły za nim tłumy tak jak za Adamem. Nie przeszkadzało mu to; nigdy nie marzył o byciu sławnym, chciał po prostu grać na gitarze.
- Jest tu jakieś inne wyjście? - zapytał siedzącej przy wejściu sekretarki.
- No, jest... ale można go używać tylko w wyjątkowych wypadkach.
- Czy to pani nie wygląda na wyjątkowy wypadek? - wskazał za okno, gdzie zbierało się coraz więcej osób.
- Może... ale muszę zapytać dyrektora – podniosła słuchawkę stojącego na biurku telefonu
 i zaczęła wybierać numer, a Tommy'emu opadły ręce z bezsilności.
Wreszcie udało się ustalić z dyrektorem, że jednak jest to wyjątkowy wypadek, i sekretarka powiedziała Beth i Tommy'emu, gdzie jest wyjście przeciwpożarowe, którym mogą wydostać się
 z budynku. Kiedy tam dotarli, musieli poczekać na dyrektora, który miał do nich klucz. Tommy chciał zauważyć, że drzwi ewakuacyjne powinny być otwarte, ale powstrzymał się od komentarza.
Jakoś udało im się dotrzeć na parking i dojechać do domu. Przed blokiem już czekał na nich Adam, trzymający gazetę.
- Następna? - jęknął na ten widok Tommy.
Nowy artykuł zawierał więcej prawdy niż poprzedni. W największym skrócie było tam napisane, że dziewczyna z Chicago jest w ciąży z chłopakiem Adama Lamberta.
- Wejdźmy na górę, mogą się tu w każdej chwili pojawić jacyś dziennikarze – powiedział Adam.
- Skąd oni to wszystko wiedzą? - zwróciła się do niego Beth.
- Nie wiem, ale media potrafią dotrzeć do wszystkiego.
Zadzwonił telefon. Adam wyjął go z kieszeni i się skrzywił – znowu dzwonił manager. Poszedł do kuchni i odebrał.
Przez parę minut Beth i Tommy słyszeli tylko, jak rozmawia podniesionym głosem. W końcu przyszedł do salonu, gdzie czekali, i oznajmił ponuro:
- Nie mamy już tygodnia. Konferencja prasowa odbędzie się za trzy godziny.

2 komentarze:

  1. O ja pierdziele... O.O coś mam takie dziwne przeczucie , że ta Beth robi tyle szumu ... Nie lubię jej , przeszkadza Tommiemu ... Odcinek boski , czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale mają przejeb... eghem.. mają niezły bałagan w życiu.. O! *Dumna z siebie, że tak ładnie wybrnęła ^^""*
    Biedni są obaj.. Mają przerąbane, no, ale przez to opowiadanie się robi, coraz bardziej ciekawe! Dawaj kolejny rozdział ^^!!

    PS.: Wybacz, że teraz, ale nie miałam czasu wcześniej by czytać :(!

    OdpowiedzUsuń